środa, 17 kwietnia 2013

Akt III...

... w którym jeżdżę na rowerze, a Najlepsza z Żon składa pozew rozwodowy.

Nadeszła wiosna, a Najlepsza z Żon zrobiła mi psikusa i wybyła na tydzień do Najlepszej z Teściowych, zostawiając mi na odchodne prośby i groźby bym nie wychodził na rower bez niej. Jako NajlepszyNajgorszy z Mężów słowa te puściłem jednak mimo uszu i w sobotę założyłem moje bayeranckie sofiksy z promocji w markecie i inne szałowe ciuszki i ruszyłem na podbój Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego.
 
 
 

 Sometimes I feel like I don't have a partner
 
 
 
Podbój rozpoczął się pod mostem Przemysła, gdzie o mało nie rozciąłem opony na potłuczonej butelce po wódce. Szlak dalej prowadził wyjątkowo dziurawą dróżką wzdłuż ogródków działkowych, która dopiero po kilkuset metrach przeszła w nieco lepszej jakości ścieżkę.
 
 
 
Ścieżka wkrótce przeszła w ulicę Ku Dębinie, przechodząc pod nasypem kolejowym.
 

Ulica Ku Dębinie doprowadziła do (niespodzianka!) parku Dębina, gdzie szlak wiódł brzegiem bezimiennych jeziorek.

Mimo słońca i wysokiej temperatury na wodzie pozostała jeszcze częściowo tafla lodu


 

 
Z parku szlak prowadził następnie ścieżką rowerową na Dolnej Wildzie w stronę Lubonia i wiaduktem nad autostradą A2.
 
uuuuuuuu I'm the king of the wooooorld uuuuuuuuu
 
 
 
W Luboniu zjechałem z głównej ulicy i drogą między zabudowaniami miasteczka dotarłem do stadionu miejscowego klubu piłkarskiego Fogo Luboń.
 
Próbowałem znaleźć jakąś przyśpiewkę kibiców Fogo i umieścić ją pod zdjęciem, ale moje google-fu zawiodło
 
 
W tym miejscu pojawił się mały problem, gdyż zniknęło oznakowanie niebieskiego szlaku rowerowego (lub ja nie potrafiłem go dostrzec herp derp). Jadąc na wyczucie dotarłem na teren pobliskiego osiedla, gdzie nadal trwały prace budowlane, a brukowana ścieżka raptownie urwała się przed leżącymi nieopodal hałdami piachu.
 
Dbaj o piękno i czystość przyrody
 
 
Przezorny i dobrze przygotowany do drogi rowerzysta niewątpliwie zabrałby ze sobą dokładny plan szlaku by zapobiec podobnym sytuacjom. Nie jestem jednym z tych rowerzystów, więc po kilku minutach błądzenia po okolicy postanowiłem wrócić do głównej drogi prowadzącej przez Luboń, dojechać do ścieżki rowerowej prowadzącej przez Łęczycę, "a później się zobaczy".
 
Być może oznakowaniem szlaku były po prostu puste plastikowe butelki? It is a mystery
 
 
"Się zobaczyło" na dworcu w Puszczykowie, skąd blisko już było do koryta Warty, gdzie odnaleźliśmy się z dawno niewidzianym niebieskim szlakiem. I missed you, bro.
 
 
Ach tak panie docencie, eklektyczne połączenie typowej architektury bristolskiej schyłku XIX wieku z pełnym klasycznych naleciałości quasi-rokoko spopularyzowanym przez przedstawicieli szkoły Holzhausena




Warta fajna, trochę śmierdzi
 
 
Dalsza jazda szlakiem na południe okazała się jednak niemożliwa, gdyż schodząca w tym miejscu nad samo lustro wody ścieżka była zalana prawdopodobnie z powodu wiosennych roztopów. Nie chciałem jeszcze wracać do Poznania ani błądzić po okolicznych chaszczach szukając miejsca, w którym szlak nie jest zalany, udałem się więc w stronę Puszczykowa.
 
W Puszczykowie... kompletnie się zgubiłem. Po zjeździe z ronda "Puszczyk" (gratuluję lokalnym władzom dużej wyobraźni) błądziłem po okolicznych uliczkach, by wyjechać po jakimś czasie w... Mosinie, u zbiegu dróg wojewódzkich 430 i 431. Zaczęło zbierać się na deszcz, więc postanowiłem wracać, udając się szosą 431 w stronie Kórnika i zjeżdżając w ulicę Nadwarciańską, prowadzącą z powrotem do Puszczykowa, gdzie zresztą ponownie napotkałem niebieski szlak.
 
 
Szosa Mosina-Kórnik
 
 Zabytkowy cmentarz przy Nadwarciańskiej
Tabliczka prawdę ci powie
 
Chmury pogroziły deszczem i zniknęły
 
Nadwarciańską dotarłem do punktu wyjścia, czyli dworca w Puszczykowie, skąd wróciłem do niebieskiego szlaku nad rzeką i ruszyłem w stronę Poznania. Szlak prowadził malowniczym brzegiem Warty, miejscami wchodząc głębiej w las, tu i ówdzie przerzucone były mostki nad niewielkimi rzeczkami.
 







 
Szlak odbija w pewnym momencie od Warty i prowadzi wzdłuż jeziorka Kocie Doły, popularnego wśród wędkarzy i kaczek.
 
A może jednak Kacze Doły, ho ho ho
 
Jadąc dalej rozwiązałem wreszcie tajemnicę znikającego za stadionem szlaku - prowadzi on między wspomnianymi hałdami piachu obok terenu budowy nowych bloków na osiedlu Nad Wartą (znajdującego się w bezpośrednim sąsiedztwie zakładów produkujących masy betonowe - miłego mieszkania).
 
Cool story.
 
 






1 komentarz: