wtorek, 26 marca 2013

Akt I

...w którym nie jeździmy na rowerach.

Dramatis personae:

- cudowne dzieci dwóch pedałów, czyli ja, z bożej łaski książe ratajski etc. etc., oraz Najlepsza z Żon

- Idiotenrower 1:

na którym jeżdżę ja. Jest czarny i niebieski i ogólnie mrok jak chuj. Moja wewnętrzna blachara czuje się ukontentowana.

- Idiotenrower 2:


na którym jeździ Najlepsza z Żon. Jest biały, różowy i futerkowy, a po niewidocznej na zdjęciu stronie jest logo Hello Kitty (nie, żartuję, wcale go tam nie ma, ale uważam, że powinno być).

Plan jest następujący:
1. pojechać gdzieś (rowerami ma się rozumieć),
2. na miejscu i/lub w drodze zobaczyć ciekawe rzeczy i może nawet zrobić im zdjęcia,
3. wrócić w jednym kawałku,
4. napisać wstrząsającą notkę na bloga, gdzie nie przeczyta jej pies z kulawą nogą.

Wprowadzeniu w życie tych iście diabolicznych machinacji zapobiega jedynie chujowa pogoda. Gdybysmy byli bardziej jebnięci zaawansowanymi rowerzystami, niewątpliwie aura nie powstrzymałaby nas przed szaleństwami na dwóch kółkach. Jesteśmy jednak starzy (no dobra, ja jestem), mamy za złe, jeździmy na rowerach za 1000 zł w białych adidaskach i czekamy na słońce i ciepło, albo chociaż brak mrozu i wiatru, od którego jądra same chowają się do moszny na podobieństwo odrzutowca wciągającego podwozie.